sobota, 2 grudnia 2006

Ograniczenia nieograniczone

Nadia nie może jeść wielu rzeczy. W zasadzie bardzo wielu. Tak naprawdę w chwili obecnej łatwiej stwierdzić co może jeść, bo jest to tylko kilka produktów. Galaktozemia uświadamia nam, że w dzisiejszym świecie trudno się żyje, kiedy ograniczenia dotyczą tak ważnej sfery jak jedzenie. Musimy poszukiwać nowych smaków, nowych składów potraw. Trzeba uważać na konserwanty, wyeliminować owoce, wszystko, co ma jakikolwiek związek z mlekiem. Chleb pieczemy własny, wczoraj upiekłem bezpieczne ciasto drożdżowe. Ania próbuje piec słodkie placuszki ze szpinakiem, które wyglądają nieco dziwnie, ale za to smakują całej rodzinie. Zupełnie niechcący przełamujemy kowenanse, bo zależy nam na tym, żeby naszej całej rodzinie żyło się dobrze i spokojnie. Ciasto z cukinią nie podeszło nikomu, ale inne potrawy są udane. Tylko pytanie, czy nasz świat będzie się teraz kręcił wokół diety i jedzenia? A może po prostu się przestawimy na inny styl życia i będzie nam się znowu żyło dobrze, ale zwyczajnie inaczej niż do tej pory. Przecież te nowe smaki z reguły są przynajmniej tak samo dobre jak dotychczasowe, choć nieco inne. Z reguły jednak są one nawet lepsze. Mięso bez polepszaczy, ale z samą solą, smakuje świetnie. Sos bez kostek przyprawowych, ale z prawdziwym czosnkiem, smakuje wyśmienicie. Ciasto drożdżowe zrobione wyłącznie na wodzie i oliwie zostało zaakceptowane nawet przez Paulinę, która stwierdziła, że jest "nawet bardzo dobre".
Patrzę na Nadię, która wygląda na dziecko szczęśliwe i radosne. Lubi się bawić, wymyślać zabawy, przytula się i figluje rano w łóżku. Otwiera szufladę, żeby zjeść sobie swój ulubiony ryżowy chlebek, albo prosi o Isomil. Nie wygląda na osobę ograniczoną. Nie wygląda na kogoś, kogo ograniczenia dotykają. Ona ma po prostu inny zestaw ograniczeń niż większość obecnie żyjących ludzi. A my wchodzimy trochę w jej świat i akceptujemy te ograniczenia, jak każdy kto wchodzi w środowisko, musi zaakceptować ograniczenia w nim ustalone. A może to nie ograniczenia, ale po prostu zasady? Przecież Dziesięć Przykazań nie zostało wymyślone ot tak. Te dziesięć podstawowych zasad pozwalało przetrwać cywilizacji. To zasady ogólne, tak ogólne, że wspomagają każdą sferę życia. Zasady z życia społecznego: nie wolno zabijać bez powodu, okradanie innych odbija się niekorzystnie na wzajemnych stosunkach, a cudzą żonę warto uszanować, bo możemy poczuć się źle, kiedy ktoś inny zapragnie cudzołożyć z naszą. Zasady duchowe, które pozwalają mieć wiarę w siebie i świat w trudnych chwilach - wiara i zaufanie w jednego, niezmiennego Boga, odpoczynek, chwila zadumy i zastanowienia nad sobą, swoim życiem i postępowaniem w dzień święty... To ograniczenia, które są zasadami. Zasadami pozwalającymi przeżyć w grupie. Zasadami uniwersalnymi, bo każda religia, każde prawo zawiera je w jakiejś formie i postaci.

Zatem są pewne rzeczy niezmienne, których nie można modyfikować, żyjąc w współczesnym społeczeństwie. Są też rzeczy, których zmiana pozwala inaczej spojrzeć na świat, na swoje dotychczasowe życie. Zmiany będące katalizatorem ewolucji człowieka. Zarówno przez duże jak i małe "C". Zarówno w naszym mikroświecie domowego ogniska, czy indywidualnego umysłu, jak i w makroświecie społeczności, społeczeństwa czy świata. Takie zmiany pozwalają na zatrzymanie się nad przeszłością, jej weryfikację i poszukanie nowej drogi życia. Czasem tylko rozpoczęcie nowego etapu. Zatem zastanawiam się, czy to co robię obecnie, jest dobre, czy można zrobić coś lepiej, inaczej i gdzie indziej...
Dziękuję Nadiu :-)

Brak komentarzy: