niedziela, 17 grudnia 2006

Kup pan cegłę, bo smaczna

Oglądamy telewizję. Od rana zaczyna się reklamami, które atakują coraz bardziej. W zasadzie czasem zastanawiam się, czy czas reklamowy ostatnio nie przekracza granic rozsądku, bo dobry smak już dawno został przekroczony. Mam wrażenie, że czas trwania reklam przewyższa czas trwania każdego programu - czy to filmu, czy to programu dziecięcego. Choć my telewizję oglądamy od wielkiego dzwonu, to już nie raz zdarzyło nam się zapomnieć dokończyć oglądanie filmu, bo popularna telewizja ze słoneczkiem w logo puściła kilkunastuminutwy blok reklamowy tuż przed ostatnią akcją. Nie jesteśmy aż tak przywiązani do tych filmów, żeby na nie czekać, pozostaje jedynie niesmak i niechęć do włączania tego programu, bo wiadomo, że filmu nie obejrzymy.
Świadomi dorosli jeszcze sobie z tym reklamowym atakiem jakoś poradzą, ale gorzej jest z dziećmi i ludźmi podatnymi. Kiedy podczas dzisiejszego poranka po raz chyba piętnasty usłyszałem o hicie tego sezonu - laleczce, której się wtyka mikrofon, żeby nagrywać karaoke, stwierdziłem, że musi się wyjątkowo nie sprzedawać, jeśli dystrybutor zakupił taką ilość reklam. Ja to wiem, ale dzieci, dziadkowie, większość ludzi pomyśli, że to doskonały pomysł na świąteczny prezent dla dziecka, jeśli tak dużo o niej słychać. No i wyczyszczą magazyny z produktu, który w normalnych, niepromowanych warunkach nie miałby szansy się sprzedać. Bo przecież większość naszych superinterakrywnych samobawiących się zabawek leży w kącie, poupychana w pudłach zabija czas tym co potrafią robić - chodzeniem, mówieniem do siebie, czesaniem loków w prawo, czy inną wymuszoną zabawą. Dzieci są kreatywne, więc zabijanie w nich kreatywności za pomocą zabawki, która umie się bawić tylko w jedną zabawę, jest jakimś nadużyciem wychowawczym.
Najfajniejsze zabawki Pauliny, które zajęły ją na długi czas, to zabawki kreatywne. Zwykła lalka, czy pluszowy renifer potrafią latać czy nawet grać w warcaby. Papier, nożyczki i pisak, które w małych rączkach przerodziły się w przenośne biuro: notebook z myszką, dodatkową klawiaturą i wieszanym na ścianie ekranem oraz dodatkowym zestawem kilkunastu gier, komórkę, palmtop i kilka innych akcesoriów, których już nie pomnę. Kawałek sznurka, który potrafi robić wszystko. W zasadzie znowu wydaje mi się, że dzieci też się nie zmieniły przez ostatnie tysiące lat, zatem jako dorośli nie musimy im zapewniać rozrywek w naszym stylu. To mnie jest potrzebna nowa komórka z organizerem, która ma być ładna, pamiętać o ważnych datach i spotkaniach, pokazywać drogę w trasie, pozwolić obejrzeć film i posłuchać muzyki. Bo ja oprócz radości z posiadania nowego gadżedu użyję tego do pracy. To ma usprawniać i przyspieszać moją pracę, a nie rozbudowywać kreatywność. Pozwólmy dzieciom myśleć. Papier, nożyczki, kredki, klocki, kamienie... jest tyle pięknych zabawek, które nie zestarzały się przez ostatnie kilka tysięcy lat. Czemu miałyby się zestarzeć właśnie w tym krótkim okresie początku trzeciego tysiąclecia ery Chrystusowej?

Telewizja budzi we mnie jeszcze jedno odczucie. Poczucie straconego czasu. To przecież jest czas, kiedy my dorośli także możemy wyzwalać swoją kreatywność. Wyzwalamy ją robiąc coś dla siebie, myśląc, nie myśląc, ucząc się, czy tworząc coś ciekawego. A oglądanie kilkudziesięciu minut reklam, w większości powtarzających się w jednym bloku, to przecież nie sprzyja kreatywności. Zatem wiem, że telewizja nie jest dla mnie. Wolę kupić film, który będę chciał obejrzeć, wybrać moment na jego obejrzenie - np. w czasie prasowania, czy kiedy jestem zbyt zmęczony, żeby myśleć o czymś kreatywnym. To lepsza inwestycja we własny rozwój, niż klikanie po kilku, czy co gorsza kilkuset programach, żeby znaleźć cokolwiek ciekawego do obejrzenia. Lepiej zapłacić za ten czas niż marnować czas lepszy, który ma dla mnie o wiele większą wartość. Zatem czekam na internetowe wypożyczalnie, od wczoraj jestem fanem ITVP, gdzie mogę obejrzeć programy dla dzieci, przyrodnicze, edukacyjne, kulinarne, czy też wiele innych. Ale oglądam je wtedy, kiedy chcę. Przewijam, przyspieszam, rezygnuję, zmieniam, kiedy mnie nudzą. To ja decyduję o tym, jak spędzam swój czas, a nie jest mi to narzucane z zewnątrz. A kiedy nie chcę oglądać, bo mam o wiele lepsze zajęcia - choćby rozmowa z Anią, spotkanie z przyjaciółmi, pisanie bloga - włączam radio PolskaStacja.pl (niestety na razie nie udało mi się uruchomić jej pod linuksem), wybieram program dostosowany do nastroju i wiem, że nie będzie mi przeszkadzał powtarzającymi się wiadomościami z polityki, gadaniem o niczym i zalewem pesymizmu. A za pomocą KalendarzaXP mogę skorzystać z gotowego agregatu międzynarodowych stacji radiowych i dla rozweselenia puścić Salsę z sky.fm, albo dla poćwiczenia angielskiego posłuchać najnowszych wiadomości z Australii na ABC News. Zatem lepszą inwestycją będzie nowy, duży monitor, niż telewizor.

Kolejnym krokiem milowym w kierunku uwolnienia mojego czasu i przekazania zarządzania nim z powrotem w moje ręce są opisywane już przeze mnie podcasty. Słucham tego, co lubię, czego chcę słuchać i co mnie interesuję. A co najważniejsze, słucham wtedy, kiedy chcę! Idąc z psem, biegając, ćwicząc, myjąc naczynia, jadąc na rowerze (nie polecam, bo to bardzo niebezpieczne!). A dla prawdziwych twardzieli są nawet wodoodporne odtwarzacze do basenu. A podcasty można znaleźć wszędzie i we wszystkich językach. Tematyka jest szeroka, więc myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. A jeśli nie znajdzie, to zawsze można samemu taki podcast nagrać i wystawić. Niech inni korzystają!

Brak komentarzy: