niedziela, 15 października 2006

Ozi w aak

Właśnie poszli spać, żeby wyspać się przed kolejnym fantastycznym i ciekawym dniem. My jeszcze rozmawiamy, poruszeni spotkaniem. A kto? Ozi, czyli Ausies, czyli Australijczycy. Prawdziwi, z krwi i kości i na emeryturze. Gra i Fay, emerytowani nauczyciele z Australii. Graham opisuje wyprawę na swoim blogu. Pojechali na dziesięciomiesięczną podróż dookoła świata. Wzięli swój tandem, walizki i prosto z Paryża, przez Danię, Czechy i inne kraje dojechali do nas. Wcześniej zwiedzili wiele innych miejsc. Zwiedzą jeszcze następne, bo wyprawa kończy się dopiero w grudniu (tak żeby spokojnie wrócić w lecie do domu). Różnica pokoleń między nami jest jakaś taka niewyraźna. Możemy porozmawiać o gpsach, plan wyprawy zrobił na swoim Tungstenie TE. Każdy dzień opisuje w specjalnie na ten cel przygotowanym segregatorze, notując szczegóły dotyczące zużycia paliwa, ceny za litr w walucie lokalnej i AU$, kosztach parkowania czy chleba. Potem i tak część z tego znajdzie się na blogu.
W zasadzie o gpsach nie możemy rozmawiać. Fay zabroniła, bo boi się, że go za wcześnie namówię. A według planów zakupy elektroniki będą robić dopiero w Hongkongu. Ale radzą sobie, drukując mapy z Google Earth, michelin24, map24.com i innych serwisów.
Takie spotkania utwierdzają mnie w przekonaniu, że można żyć tak, jak sobie wyobrażamy nasze życie za kilkanaście-kilkadziesiąt lat. Może też będziemy spędzać Boże Narodzenie w oceanie? Dziewczyny mogą studiować w Peru, czy gdziekolwiek indziej. A do Singapuru czy Hongkongu chętnie pojadę na zakupy. Tylko czy wytrzymam jazdę na rowerze w tej temperaturze...?

Brak komentarzy: