piątek, 3 września 2010

Fanatycy na stos!!!

Ostatnio przeczytałem na FB komentarz znajomej. Komentarz dotyczący książki, którą wypożyczyła z biblioteki publicznej jej córka. Dziewczyna była oburzona tym, że w dziecięcej książeczce matka zachęcała dzieci do modlitwy. Stwierdziła że takie książki powinny być odseparowane i umieszczone w osobnej sekcji biblioteki. A przynajmniej powinny być szczególnie oznaczone jako szkodliwe treści. Tak to mniej więcej brzmiało. Mnie zabrzmiało jak fanatyzm, który ostatnio się jakoś bardziej uwidacznia. Fanatyczni obrońcy i fanatyczni przeciwnicy krzyża. Fanatyczni kibice piłkarskiego klubu. Fanatyczni antysemici i fanatyczni antychrześcijanie. Ludzie, którzy chcieliby żyć w idealnym świecie własnych przekonań, wśród ludzi, którzy się będą z nimi zgadzali na każdym kroku, potakiwali i uśmiechali się. Bez różnic, bez demonstrowania własnych, różnych przekonań. Oczywiście wszyscy oni manifestują swoją wolność przekonań, otwartość na innych, otwartość na inność. A po cichu biją krzyżem ateistę.


Tak, wiem że zbyt demonstracyjne manifestowanie swoich przekonań jest szkodliwe. Wiem że niedemonstrowanie przekonań nie jest dobre. Tylko gdzie jest ta granica? Jak łatwo od ataku na książkę można przejść do obwieszenia się bombami, albo złapania za bejsbolowy kij? Jak bardzo powinniśmy czyścić nasz świat z wszelkich elementów odróżniających ludzi od siebie?

Miałem kiedyś wrażenie, że amerykanie są liberalni. Że czasy Ku Klux Klanu się skończyły. Że skończyło się niewolnictwo i zwalczanie Indian. Ale wygląda na to, że ludzie którzy naturalizują się jako amerykanie, wpadają w fanatyzm innego rodzaju. Fanatyzm zwalczający "normalność". Z jednej strony nie można powiedzieć że murzyn jest czarny, a z drugiej strony walczymy z książką o modlitwie. Czy chodzi tylko o modlitwę katolicką? W tym przypadku tak. Gdyby kobieta wyciągnęła wątek z Koranu, czy modlitewny młynek, nie byłoby tej reakcji. Amerykański fanatyzm idzie w stronę atakowania tego, co do tej pory było normalne, co było większością, a akceptowania inności i często wręcz podkreślania jej. Mniejszości ostatnio mają większe prawa niż większość. Mniejszości atakują większość, bo mają poparcie. A nigdy tak nie było, więc tu coś zgrzyta. Zwykle większość była siłą i broniła się przed upadkiem. To naturalne, że zdrowe i silne zwierzęta przeżywają. To naturalne, że odmieńcy odstawiani są od stada, żeby nie psuć genotypu gatunku. A u nas? Niedługo heteroseksualne małżeństwa zostaną zakazane, wstyd będzie się pokazać mężczyźnie z dziewczyną. Ludzie zaczną udawać "innych", bo wtedy będą społecznie akceptowani. A w myślach wciąż będą fanatykami, którzy marzą o byciu w większości. I ten rozdźwięk między wewnętrznymi przekonaniami i tym, co pokazujemy, może nas doprowadzić do rychłego końca cywilizacji. Bo natura eliminuje jednostki niedostosowane.

Brak komentarzy: