piątek, 10 września 2010

Independence Day z biało-czerwoną flagą

Patrząc na ludzi w biało-czerwono-niebieskich majtkach z gwiazdami, na feerię sztucznych ogni czwartego lipca, na zakończenia każdego prawie filmu i bohatera z flagą, jesteśmy przekonani, że Amerykanie są wzorcowymi patriotami. Przecież tak bardzo manifestują swój patriotyzm, umiłowanie ojczyzny i narodowych wartości. Konstytucja, wolność, równość, braterstwo. Widoczne ka każdym kroku. W każdym momencie. Nawet pidżamy czy kostiumy kąpielowe w kolorach amerykańskiej flagi są symbolem patriotyzmu. Manifestowanego, pokazywanego wszystkim. Na piersiach, autach i długopisach.

Aż tu nagle Maja pokazała mi wszystko z innej strony. Ze strony Amerykanki, która w Polsce jest rzadkim gościem, a Dzień Niepodległości i Halloween obchodzi regularnie. Która spędziła w Polsce zaledwie kilka tygodni. Maja powiedziała że Polacy są wielkimi patriotami. Że ten patriotyzm widać na każdym kroku. W rozmowach, w widoczkach z Krakowa, w książkach. Bo podobno nigdzie indziej nie ma tak wiele książek, albumów o kraju, jak u nas. Polski patriotyzm nie jest tak powierzchowny jak amerykański czy angielski. Nie objawia się tysiącem kubków z brytyjską flagą, czy kąpielówkami w kolorach flagi amerykańskiej. Objawia się w ludzkich myślach, uczuciach, wrażeniach, słowach, gestach i czynach. Może czasem jest przesadzony, ale przesadzony z wiarą w ojczyznę. Do naszej flagi mamy szacunek. Mimo że tak łatwo połączyć biały z czerwonym, zwracamy uwagę na to, żeby odróżnić narodowy symbol od zestawienia kolorów.

Kiedy popatrzeć na kalendarz, to polskich narodowych świąt jest więcej niż w innych krajach. Nie robiłem tu dogłębnych badań, ale mam wrażenie że chyba tylko Irlandia zbliża się do Polski w stosunku do własnej historii, do celebrowania narodowych uroczystości.

A może jest to trochę dlatego, że my mieliśmy więcej wydarzeń, które odcisnęły piętno na naszej historii? Może ten polski patriotyzm wynika z tego, że po wielokroć musieliśmy bronić się przed innymi? Musieliśmy bronić naszej wolności, naszego poczucia odrębności narodowej? Amerykanie nie mieli w zasadzie takiej szansy. Jedyne walki, które toczyli, to walki wewnętrzne, kiedy tłukli się nawzajem, albo walki "o wolność" innych narodów. Kiedy jako najmądrzejsi występowali w wewnętrznych konfliktach, rozstrzygając je dla swojej wygody. Przystępowali do walki za swoimi przywódcami, oddając życie "za słuszną sprawę". Ale ta sprawa była słuszna jedynie politycznie. Ginący na wietnamskim froncie zwykli obywatele, "small people", jak powiedział jeden z prezesów BP po ekologicznej katastrofie platformy wiertniczej, ginęli bo przywódcy potrafili ich przekonać że to słuszne. Za to Polacy ginęli za Ojczyznę. Za Wolność Waszą i Naszą. Za jedność, wspólne, choć podzielone na trzy Państwo. Czy te słowa nie są bardziej przekonywujące niż "God bless America"?

Amerykańskie podejście jest takie. Jeśli nie mamy wroga, to możemy go sobie stworzyć. Zawsze znajdzie się jakiś Arab, Talib, Żółtek, murzyn, czy inny wróg, którego trzeba zwalczać w imię wolności. Północ-Południe, terroryzm, fanatyzm... Zawsze znajdzie się jakiś powód, żeby komuś dać w mordę. A kiedy mamy rzeczywistego wroga, który przyszedł nocą, żeby zabrać nasz dom, walka jest bardziej racjonalnie uzasadniona. I patriotyzm też jest trwalszy.

Mógłbym jeszcze pogrzebać trochę w historii Anglii, która zmagała się z Irlandczykami i Szkotami. Która przekomarzała się przez całe wieki z Francją. W zasadzie bez celu i sensu, bo oni także nie musieli się bronić przed wrogiem, ale zawsze znajdowali sobie wroga, żeby zająć czymś obywateli. I dzięki temu w każdym sklepie w China Town można kupić tysiące misiów z brytyjską flagą, szorty z krzyżem św. Jerzego czy budzik z Big Benem. I co z tego, oprócz zysków dla Chińczyków i podatku dla Królowej??? Może rzeczywiście polski patriotyzm, objawiający się w albumach z Bieszczad i Tatr, flagach na masztach, czy w oknach na 11 listopada, jest jakby bardziej przekonywujący? Bardziej widoczny jako patriotyzm, a nie wymuszona manifestacja przynależności do kraju. Tak, bo my Polacy nie manifestujemy naszej przynależności do kraju. Czasem nawet mam wrażenie że nie uświadamiamy sobie tego. Sam sobie nie uświadamiałem do końca, że jestem patriotą, do krótkiej rozmowy z Mają, która wróciła do swojej drugiej od kilku lat ojczyzny. Która stwierdziła po krótkim pobycie w chłodnej, deszczowej, wciąż smutnej i dziurawodrogiej Polsce, że dzieci nie chciały stąd wyjeżdżać. Nie chciało im się wracać do kalifornijskiego ciepła, szerokich dróg, wszędzie manifestowanej wolności i patriotyzmu. Bo z tego wszystkiego jedyne co tam pociąga, to ciepło. Reszta jest chyba sztuczna i farbowana.

Nie zwalczajmy, nie kontestujmy narodowych świąt. Wywieśmy flagi, uczmy dzieci patriotyzmu. Niech nie zostaną jak Amerykanie czy Anglicy, ogłupieni przez rządzących, którzy podporządkowują społeczeństwo swoim interesom. Bo wyślą nas wszystkich na rzeź do Iraku, a my posłusznie stwierdzimy że słusznie.

Brak komentarzy: