piątek, 19 października 2007

Piękny jest ten świat...

Tak. Dzisiejsze czasy są piękne. Tyle rzeczy w życiu stało się prostszych i jednocześnie bardziej skomplikowanych. Coraz więcej się dookoła nas dzieje, coraz więcej musimy robić i rozumieć, więc coraz więcej problemów się pojawia, ale jednocześnie coraz łatwiej je rozwiązywać. Ostatnio miałem problem z kartą telewizyjną. Któregoś dnia przestała reagować na przycisk PiP. Zamiast wyświetlić okienko podglądu, wypisywała po chińsko-angielsku "None support mode". Po krótkich poszukiwaniach na google znalazłem trywialne rozwiązanie tego problemu. Wystarczyło wyłączyć na chwilę kartę z zasilania, poczekać i włączyć z powrotem. Proste, prawda? Wszystko byłoby rzeczywiście tak proste jak piszę, gdyby nie to, że odpowiedź znalazłem na forum z Hong Kongu. Pisanym oczywiście po chińsku. Ale przecież google translate tłumaczy całe strony. Jeszcze nie na polski, ale angielski wystarcza. I wszystko staje się prostsze, choć tak skomplikowane. Bo przecież kilkanaście lat temu nie myślałbym nawet o posiadaniu zewnętrznej karty telewizyjnej. Nawet nie było takiego określenia. Bo były miejsca w Polsce, gdzie słowo "telewizor" znane było jedynie z elementarza Falskiego, albo z telewizyjnych poranków w lokalnym domu kultury. A żeby telewizję oglądać w wysokiej rozdzielczości, na dużym, płaskim ekranie, za pomocą małego i ładnego pudełeczka... Pewno wielu nie mieściłoby się to w głowach. Ale po co miało się mieścić, kiedy problemy wtedy były prostsze. Nie mieli google translate, ale jednocześnie nie musieli szukać rozwiązań swoich problemów na forach prowadzonych przez Chińczyków. Problemy rozwiązywało się wewnątrz wioski, bo były to problemy lokalnej społeczności. Np. czy elektrykę podpiąć do domu, czy wystarczy do Domu Kultury.

Dzisiejsza druga sytuacja ponownie pokazuje, jak bardzo świat się zmienił w czasie naszego życia. Mama prosiła mnie o przykład listy działalności, którą mogłaby dopisać do swojego wpisu do ewidencji. Ania kiedyś analizowała ten problem, więc pokaźną listę miała gotową. Dla ułatwienia sfotografowałem kiedyś nasz wpis i zapisałem w pdf-ie, aby mieć zawsze na pendrive. Bo przecież skaner to również przeżytek. Potrzebuję go użyć raz na kilka lat, więc można sobie w inny sposób poradzić. Zatem teraz wystarczyło tylko wydrukować dokumenty i dać mamie. Jakież było jej zdziwienie, kiedy wydruk puściłem w salonie z notebooka, który nie miał podpiętego żadnego kabelka, a potem poszedłem po niego do drukarki, samotnie stojącej w sąsiednim pokoju. Przecież jeszcze niedawno wszystko musiało być spięte kablami, żeby współdziałało. A trochę wcześniej po prostu nic nie współdziałało, każde urządzenie było niezależne. Aby zrobić kopię, trzeba było jechać do centrum Krakowa, na Jana, gdzie był jeden z niewielu komercyjnych kserografów. Z pamiętnym fioletowym tonerem... A teraz nawet drukarka może mieć własną kartę bezprzewodową i serwer www do zdalnej obsługi. Nawet nie trzeba wstawać z fotela, żeby sprawdzić czy papier się nie zaciął, bo widać to w przeglądarce. Ale jak to wytłumaczyć mamie? No i kiedy nie będę musiał wstawać z fotela, kiedy papier się zatnie? Może wtedy, kiedy kolejna generacja ConnectR'a firmy iRobot zajmie się za mnie tym niewdzięcznym zajęciem? Na razie ConnectR tylko może podglądać rodzinę, kiedy właściciel wyjedzie, pomagać w zdalnej rozmowie i zabawie z dziećmi. Ale jego robocia rodzina może wykonywać wiele innych czynności. Zaczęło się od niewinnej Roomby, która goniła po pokoju, odkurzając sumiennie narożniki i ciasne przestrzenie pod łóżkiem, a teraz widzę na stronach firmy iRobot roboty do czyszczenia rynien, basenów, warsztatów... A ich poważniejsi bracia pracują tam, gdzie człowiek nie chce, lub nie może się zapuszczać. Idą w miejsca, w porównaniu z którymi stara, zardzewiała rynna nie jest niczym strasznym czy niebezpiecznym. Na razie idą...

Ale zaczęło się od zachwytu nad pięknem naszego dzisiejszego świata, więc na tym zakończę. Życie staje się coraz bardziej skomplikowane, coraz trudniej nam rozwiązywać samodzielnie nasze problemy. Na razie jest jeszcze jakaś grupa ludzi, która rozumie technikę i technologię, która nam służy. Ale grupa ta zmniejsza się coraz bardziej. Kiedyś tylko dziadkowi nie mogłem wytłumaczyć, jak działa komórka, i skąd znajomi wiedzą, że jestem właśnie u Dziadków. I jak to się dzieje że mogą do mnie zadzwonić. A teraz? Teraz nie wiadomo, czy w niedługim czasie nie będziemy musieli wyprodukować sobie robotów, które za nas będą rozumiały pewne sprawy i za nas będą rozwiązywały trudniejsze problemy. Bo wytłumaczyć nam nie będą mogły. Tylko czy nie ziści się wtedy "Golem XIV"???

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

W życiu bym się nie spodziewał, że najbardziej nurtujący mnie techniczny problem znajdę na blogu.
Chodzi o kartę telewizyjną i wtyczkę . Arcydzieło supportu. Pozdrawiam