piątek, 12 stycznia 2007

Wyścig zszywaczy biurowych

Ten jakże prosty temat może zabrzmieć kontrowersyjnie wśród dotychczasowych moich postów. A jest przecież prosty jak narzędzie, o którym piszę.

Dzisiaj miałem okazję skorzystać ze Zszywacza - wielkiego, ciężkiego, stalowego. Na pierwszy rzut oka widać, że ma on więcej lat niż niektórzy pracownicy naszej firmy. Ponoć jest w firmie kilka takich. Potrafią zszyć 100 kartek. Właśnie dlatego na niego trafiłem, bo wszystkie okoliczne zszywacze poddały się przy próbie zszycia dwudziestu pięciu kartek. Nowoczesna technologia - wytrzymałe tworzywa sztuczne, piękne, różnorodne kolory, wielofunkcyjne, z antypoślizgowymi podstawkami i schowkami na dodatkowe zszywki. Ale wszystkie one padają w porównaniu ze Zszywaczem. Wygląda archaicznie, ozdobiony jest technologią młotkowania, która umarła śmiercią naturalną w poprzedniej epoce. Kiedy pomyślę, że ktoś tym kulistym młotkiem nabijał ręcznie setki żłobień... W dzisiejszych czasach to nie do pomyślenia. W czasie poświęconym na ozdobienie jednego Zszywacza można obecnie wyprodukować pewno kilka tysięcy kolorowych zszywaczy. Tyle że one wszystkie nie przetrwają tak długo jak Zszywacz. Po kilku latach, a może nawet miesiącach zaczną szwankować, zostaną zastąpione nowymi, jeszcze ładniejszymi, jeszcze bardziej funkcjonalnymi, ale jeszcze mniej trwałymi. I znowu ktoś wyprodukuje kilka tysięcy nowych zszywaczy, sprzeda je tym, którzy nie mają Zszywacza, albo nie chce im się do niego chodzić.

Zszywacz jest tylko przykładem dzisiejszego stylu życia. Zżymamy się na tony śmieci, recycling, problem zanieczyszczenia środowiska. A przecież to jest jakże mocno powiązane z naszą potrzebą posiadania nowych, ładniejszych rzeczy z jednej strony, a z maksymalizacją zysku producentów z drugiej. Nie wiem kto jest winny temu wyścigowi konsumpcjonizmu. Nie można zwalać winy na producentów, bo gdyby każdy użytkownik zgodził się na jeden Zszywacz na całe biuro i wszyscy chcieli zadać sobie trochę trudu, żeby podejść do Zszywacza, to producenci nie mieliby możliwości wymusić na nas kupowania nowych produktów. A tak co dwa lata kupujemy nowe DVD, odtwarzacz MP3, o moim palmtopie sprzed trzech lat czytam, że jest "technologicznie przestarzały", a Apple "zrobiło rewolucję" w dziedzinie telefonów komórkowych, palmtopów i smartphone'ów, bo wypuściło iPhone. Przecież to nie tak - możemy żyć bez większości tych rzeczy, albo używać przez lata tych samych, trwałych i funkcjonalnych przedmiotów. Tylko po co? Bo fajnie jest mieć coś nowego, znowu cieszyć się jak dziecko odkrywaniem nowych-starych funkcji, które prowadzą do tego samego celu, ale działają inaczej. Może to właśnie generuje postęp cywilizacyjny, który w ostatnich latach właśnie dzięki temu pędowi ku posiadaniu nowości tak bardzo przyspieszył. Pewno daje to też wiele innych korzyści dla naszego życia, bo te gadżety są zwykle tylko wierzchołkiem góry lodowej. Gadżet otrzymujemy często jako produkt uboczny nowej technologii, która służy innym celom. Choć pewno teraz też się to zmieniło i laboratoria już przestawiły się z realizacji szczytnych celów poprawiania życia na cel uprzyjemniania życia (i dawania zarobku firmom). No i ci, którzy chcą nadal robić rzeczy trwałe, wymierają jak dinozaury kiedyś. Są za wolni...

Brak komentarzy: