niedziela, 9 września 2007

Cztery godziny więcej

Skończyły się wakacje. Wracamy do stałych zwyczajów, do zajęć, których wiele mamy w ciągu roku szkolnego. Wakacje były czasem luźniejszym, bo nie mieliśmy treningów, nie odwoziłem Pauliny do przedszkola. A czasu wcale nie było więcej, a nawet jakby mniej. Dwa miesiące znikły, zanim się obejrzeliśmy. Nie wykorzystałem tych czterech dodatkowych godzin tygodniowo na inne zajęcia. Bardzo trudno jest dodać czasu na bieżące aktywności, dużo łatwiej jest wrzucić sobie coś nowego. Kompresja czasu działa tylko wtedy, jeśli mamy dużo różnorodnych zadań. To właśnie ta różnorodność, zmiana, możliwość przełączenia sposobu myślenia, pozwala na zrobienie więcej w tym samym czasie.

Kiedy się tak zastanowić, to jest to stara prawda, którą przekazują nam mądrzy ludzie w różnej formie. To dowcip o kozie (lub szafie), czy przypowieść o słoju właśnie o tym mówiły. Że efektywniej wykorzystamy nasz czas, jeśli weźmiemy na siebie nowe, ale inne rzeczy. Jeśli dodatkowe czynności będą się bardzo różniły od tych, które chcemy uzupełnić. Bo w rzeczywistości to powtarzalność i zbyt długie skupienie na jednym niesie znużenie, które nie sprzyja efektywności. A odpowiednio dobrane zmiany pozwalają nawet aktywnie odpocząć, a przy okazji zrealizować się w czymś innym.

Na drugim biegunie mamy jednak zbytnie rozdrobnienie w zadaniach. Jeśli muszę się co rusz przełączać na co innego, zastanawiać się czy już z kimś zdążyłem porozmawiać, napisać dokument do końca, czy szybko odpowiedzieć na telefoniczne pytanie, to także przestaję działać efektywnie. Okazuje się, że po całym dniu takiej szarpaniny jestem zmęczony, a zadowolenie z wykonanej pracy jest niewielkie. Ale tu można zadbać o organizację czasu, ustalenie priorytetów, wykonywanie na raz jednej czynności, ale wykonywanie tego do końca. Zasada niewracania do zadania jest trudna do realizacji w 100%, ale należy do tych 100% dążyć. A potem przełączyć się na inne prace.

No i ostatnia sprawa. Gdzieś jest granica, której przekroczenie powoduje ogólny spadek zadowolenia z siebie. Bo wewnętrzna szarpanina, próba złapania pięciu srok za ogon, dążenie do zbyt dużej ilości celów jednocześnie powoduje rozstrój i jeszcze większe poczucie niespełnienia. Ale ta granica jest bardzo indywidualna dla człowieka. Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie ją ocenić w sposób inny niż poprzez doświadczenie swojej granicy. Przez uderzenie głową o sufit własnych ograniczeń. Ale człowiek tak działa, że musi od czasu do czasu poczuć ból, który go zmotywuje do zastanowienia, przemyśleń. Kiedy poczuje się źle, to dopiero wtedy będzie wiedział jak to jest, kiedy jest dobrze. Kiedy czuje się komfortowo ze sobą, kiedy realizuje się w życiu. Takie siedem lat tłustych i siedem chudych...

Brak komentarzy: