niedziela, 18 marca 2007

Blogowanie na czas - czas na blogowanie

Lubie pisac ten blog. Jest to w zasadzie list do samego siebie z przyszlosci. Wlasnie przejrzalem tematy, ktore chcialbym poruszyc, ktore mam zanotowane na Palmie, a ktorych nie mam czasu opisac. Niektore sie juz nawet przeterminowaly. Ale mysle, ze bedzie lepiej. Kupilem sobie klawiaturke do Palma, zeby moc szybko pisac w kazdych warunkach. Przeciez czasem jestem gdzies na wyjezdzie, zdarzaja sie chwile wolnego czasu, wtedy zaluje, ze nie mam komputera, bo molbym przelac troche swoich mysli. A przeciez moj Palm to komputer o wiele mocniejszy niz moj pierwszy PC. Tyle ze pisanie po ekranie nie jest tak szybkie i wygodne jak pisanie na klawiaturze. Wiem ze sa ludzie, ktorzy to robia, ale ja nie mam tyle czasu i wytrwalosci ;-)
Zatem kupilem sobie klawiaturke. Teraz moje teksty beda moze troche ktotsze, nie beda mialy polskich liter, ale beda. A kiedy starego, wysluzonego Palma wymienie na cos innego, klawiaturka bedzie dalej dzialala.
A teraz leze w lozku, pisze i patrze, ktory z tematow powinienem jeszcze opisac, zanim sie przeterminuje.
Ale na razie moj wolny czas sie skonczyl, bo przyszla Nadia, a Grafit juz patrzy wymownie. Pobiegniemy sobie, poslucham podcastow, osluchujac sie z angielskim i rosyjskim.

Ludzie sie nudza

Czesto slysze, ze ktos sie nudzi, nie ma co robic. Zazdroszcze takim ludziom, bo sam nie mam czasu na to, aby zrealizowac wszystkie swoje plany i zamierzenia. Ciagle mam poczucie tego, ze doby jest za malo, a wieczorem jestem juz tak zmeczzony, ze musze isc spac, zamiast zrobic cos jeszcze. No i wciaz umyka i przesuwa sie w przyszlosc tyle fajnych rzeczy, ktore sa do zrobienia. Kiedys liczylem na to, ze na emeryturze bede mial wiecej czasu, i uda sie przesunac czesc planow na ten piekny czas, kiedy nie ma juz w domu dzieci, kiedy praca nie obciaza tak bardzo. Moje naiwne wizje rozwial w swoim blogu Graham, ktory jest na australijskiej emeryturze. Poczulem z nim dziwna bliskosc, bo tez robi wiele. i mimo emerytury narzeka na brak mozliwosci zrealizowania swoich wszystkich planow i marzen. Oczywiscie nie jest to polskie narzekanie, ale narzekanie australijskie - pozytywne i konstruktywne. Mozna je poczuc na jego blogu (pisanym rzecz jasna po australijsku).

A ludzie mowia, ze sie nudza. Teraz, w obecnej chwili nie sa sobie w stanie znalezc dodatkowego pasjonujacego zajecia, nie maja pasji, ktore mogliby zwykle odkladac na wolna chwile i w tej wolnej chwili je wyciagnac i zrealizowac.
Ja mam swoja liste rzeczy, ktore chcialbym zrobic w wolnej chwili i coz. Nawet nie ogladam do konca ciekawego i dobrego filmu, bo szkoda mi czasu, bo dzieki temu moge zrobic cos innego, np. skonfigurowac plany dzwonienia w bramce VoIP (chwilowo bez powodzenia, ale sie przynajmniej nauczylem jak to robic). A film? Znalazl sie na liscie rzeczy do zrobienia w wolnej chwili.

A ludzie sie nudza. Kiedys myslalem, ze Internet im pomoze w tym, zeby sie nie nudzili. Ze nadmiar informacji i pomyslow, ich dostepnosc i przystepnosc, pomoga w zwalczeniu nudy. Ale coz - wciaz slysze od kogos z otoczenia, ze sie nudzi. No i ludzie ze znudzenia czytaja cudze blogi, jak kiedys ze znudzenia przekazywali sobie plotki o zyciu innych. To z nudy ludzie interesuja sie polityka, zyciem prywatnym ludzi mediow. Dyskutuja bez sensu i checi wyciagniecia wnioskow na forach internetowych i pisza komentarze pod artykulami na portalach.
A ci, ktorzy sie nie nudza, nie maja czasu na takie plotkarskie interesowanie sie innymi. Bo ich wlasne zycie jest wystarczajaco zajmujace, zeby nuda w nim nie miala miejsca. I cenia swoj czas, w ktorym moga znalezc nowe rzeczy, ktorymi mogliby sie zajac, gdyby tylko mieli czas.


A dla znudzonych mam edukacyjna propozycje. Odpowiednik dawnej zabawy w czytanie hasel z ecyklopedii, czyli wikipedia. Kiedy wpisze sie pierwsze haslo to nastepne juz ida jak z platka. Ile mozna sie przy tym dowiedziec. A przy okazji krag wikipedystow moze sie powiekszyc o jakiegos znudzonego eksperta w dziedzinie niepopularnej do tej pory. Bo wikipedie moze tworzyc kazdy z nas. Tyle ze ja mam to daleko na swojej liscie rzeczy do realizacji w wolnym czasie.

poniedziałek, 5 marca 2007

Polska epidemia otylosci

Kiedys zobaczylem grupke dzieci - okolo 10-12-latkow. Poniewaz bylo lato, wiec wszystkie byly lekko ubrane. I wtedy stwierdzilem, ze Polska szybko nadrabia dystans, ktory dzielil nas od USA - dystans wagi. O ile my w podobnym wieku bylismy wysportowanymi mlodymi ludzmi, to niewiele czasu musialo minac, zeby przecietny nastolatek wazyl niewiele mniej niz dorosly z naszych czasow.
Zaatakowala nas epidemia otylosci. Przyszla do nas ze Stanow i innych "rozwinietych" krajow dobrobytu. Zaimportowalismy ja sobie razem z wieloma jakze milymi, atrakcyjnymi i ulatwiajacymi zycie rzeczami.
Troche przeraza to, ze tamte kraje juz powoli sobie uswiadamiaja to, co sie dzieje, powoli dochodza do tego, ze czlowiek nie moze napychac sie jedzeniem i slodyczami, ale musi sie ruszac, musi biegac, skakac, uciekac i gonic. Taka juz nasza pierwotna natura. Musimy biec, chocby w miejscu, po biezni, musimy walczyc, chocby nasz przeciwnik byl naszym najlepszym przyjacielem, a walka byla sparringiem. A epidemia otylosci w Polsce wciaz wyprzedza nowa zachodnia mode na ruch. Mode, ktora jest nasza prawdziwa natura. A przeciez wbrew temu, co widac w Wiadomosciach, Polacy sa inteligentnym narodem i mogliby czerpac z doswiadczen innych dobre wzorce, a z kiepskich doswadczen tylko wyciagac wnioski.