piątek, 23 lutego 2007

Satysfakcja

Dawno nie miałem czasu siąść wieczorem do komputera i coś tutaj napisać. No i od razu statystyki odwiedzin na blogu pokazują drastyczny spadek. Całe 50% z 12 do 6 osób ;-)
Ale nie o tym miałem pisać. Dzisiaj jest o satysfakcji. Satysfakcji ze swoich osiągnięć.

Możemy już nosić żółte pasy do naszych doboków. Skok o całe trzy stopnie to był dla nas spory wysiłek. Chyba jeszcze nigdy nie czułem tak dużej satysfakcji z osiągniętego wyniku. Egzamin na żółty pas trwał ok. półtora godziny. Półtora godziny ciągłego i bardzo intensywnego wysiłku fizycznego. Z egzaminu wyszliśmy o własnych siłach, niesamowicie zmęczeni, ale szczęśliwi. Znowu uświadamia mi to, że człowiek wciąż jest tak samo pierwotny, jak tysiące lat temu. Największą satysfakcję daje pokonanie swoich nie psychicznych, ale fizycznych ograniczeń. Osiągnięcie i przekroczenie swojego kresu fizycznej wytrzymałości. Pokonanie ograniczeń umysłowych albo nie daje tej satysfakcji, albo może nie jesteśmy w stanie tak bardzo wyjść poza nasze ograniczenia?

Ludzie śmieją się ze mnie, kiedy mówię że najbardziej na świecie nie lubię myśleć. Ale to przecież prawda. Szachy, krzyżówki, zadania logiczne. To wszystko wymaga wysiłku umysłowego. Nie lubię zastanawiać się zbyt długo nad rozwiązaniem. A zrobić 70 pompek, tyleż samo przysiadów z kopnięciem i może nawet więcej wyskoków... da się zrobić, kiedy chcę przeskoczyć pewien etap. A kilka osób odpadło wcześniej, bo ich fizyczne ograniczenia były trochę niżej.
A jeśli chodzi o myślenie, rozwiązywanie trudnych logicznych zadań, to chyba coś nas tutaj bardziej ogranicza niż słabe mięśnie. Tu bardziej trzymają nas ograniczenia naszego umysłu. Kiedy chcę kopnąć wyżej, skoczyć wyżej, to mogę to zrobić. Muszę tylko wyobrazić sobie, że potrafię to zrobić. Ciało posłucha umysłu i poderwie mięśnie do większego wysiłku. A umysł sam siebie nie potrafi zmobilizować. Kiedy nie mogę rozwiązać zadania, bo przekracza ono moje umysłowe możliwości, to nie mogę bardziej się napiąć, albo pomyśleć, że jednak dam radę to zrobić. Chociaż stałym sposobem na rozwiązywanie zbyt trudnych zadań jest dla mnie zapomnienie o nich. Na najlepsze pomysły wpadam pod prysznicem, zasypiając, albo męcząc się fizycznie. Więc może ciało może także poderwać umysł do większego wysiłku? Więc może nasza pierwotna natura działa w dwie strony? Może można wykorzystać tą jakże pierwotną cechę, która to fizycznym wysiłkom ucieczki przed dzikim zwierzem podpowiadała umysłowe lepsze rozwiązania niż próba bezmyślnego biegu przez las?

W każdym razie myślę, że taka sama satysfakcja jest ze zdobycia żółtego pasa w taekwon-do, taka sama z rozwiązania naprawdę trudnego problemu (może nie udało mi się jeszcze z takim zmierzyć) i taka sama ze znalezienia sprytnego rozwiązania ucieczki przed szablastozębnym tygrysem.

Brak komentarzy: