piątek, 19 grudnia 2008

Komunikacja w erze informacji

Bardzo dawno nie pisałem, ale wiele działo się rzeczy, które nie pozwalały mi skoncentrować się na pisaniu. A lepiej nic nie napisać, niż napisać z dużym wysiłkiem coś, czego nie będzie się chciało samemu czytać. Ale taka przerwa też powoduje, że minie trochę czasu zanim wrócę do formy. Jak ładnie to ujął w napisanym po dłuższej przerwie najnowszym poście Mike Cannon-Brookes - pisanie jest jak mięsień, trzeba trenować, bo inaczej umiejętność zanika.

Ale miałem pisać o komunikacji. Kiedyś chyba ludzie umieli się komunikować znacznie lepiej niż teraz. Lubili się komunikować i robili to bardzo często. Cały przekaz informacji był przekazem bezpośrednim, z ust do ust. Starzy wieczorami opowiadali młodym historie, które miały uczyć i edukować. Bardowie jeździli z wioski do wioski i w karczmach śpiewali pieśni o sławnych wojach, o dawnych czasach, o wielkich wydarzeniach. Księża z ambon głosili pouczające kazania. Ludzie otrzymywali sporo mniej informacji niż teraz, ale była ona przekazywana w przemyślany sposób i przez ekspertów w tej dziedzinie. Popularność zdobywali ci, którzy potrafili opowiedzieć coś mądrego, i zrobić to w sposób budzący zaciekawienie. Kiepscy bardowie nie mieli audytorium, złych księży ludzie nie chcieli słuchać. Teraz każdy może publikować co chce. Nikt nie weryfikuje jakości, bo każda publikowana informacja zostaje gdzieś w zakamarkach Internetu. Ludzie trafiają na nią choćby przypadkiem. Co prawda mamy Page Rank, pozycję w wyszukiwarkach, narzędzia które pozycjonują i wartościują informacje na podstawie ich popularności, ale robią to jednak narzędzia a nie ludzie. Brakuje interakcji między mówcą i słuchaczem, zaciekawienia, które towarzyszyło opowieściom przy kominku, bezpośredniego przekazu. Nawet w kościele ludzie nie słuchają już kazań tak jak dawniej, bo karmieni są wielką ilością informacji z telewizji i radia. I kaznodzieja nie jest już autorytetem i jedynym źródłem mądrości. Bo mądrość przestała być lokalnym dobrem. Teraz każdy ma na nią apetyt i każdy chce się dzielić nią z innymi, publikując blogi, pisząc wiadomości na portalach społecznościowych, zostając niezależnym redaktorem portalu czy wortalu, czy guru na liście dyskusyjnej. I siedzimy przy komputerach, sprzedając posiadane przez nas informacje, a stare media korzystają z nich, bardziej wierząc już publikacjom z Internetu niż własnym dzienikarzom. Stąd powstają gwiazdy jednej chwili, popularność zdobywają ludzie, którzy nic mądrego nie wnoszą do naszej ziemskiej kultury i cywilizacji, ale są na ustach lokalnych mędrców internetowych i Page Rank z ich nazwiskiem rośnie.

I tutaj pojawiają się dwa problemy. Jeden to wiarygodność źródeł, drugi to nadmiar informacji.
Wiarygodność źródeł zawsze była tematem dyskusyjnym, bo bardowie przeinaczali historie, skąd rodziły się smoki, waleczni rycerze potrafiący jednym ciosem miecza ściąć tysiąc głów i inne bajkowe historie. Kaznodzieje także manipulowali lokalną społecznością, bo "ciemny lud" nie miał jak zweryfikować prawdziwości źródła. Ale jednak nie mogli oni za bardzo manipulować lokalną społecznością, bo ludzie komunikowali się ze sobą i weryfikowali słuszność i prawdziwość otrzymanych informacji. Teraz bardziej wierzymy Internetowi niż lokalnym mówcom i nie chcemy ich słuchać, bo wszystko możemy sobie przeczytać w Internecie. A bardziej przemawiają do nas głupie komentarze nastolatków, pojawiające się pod popularnymi artykułami niż mądre milczenie starszych, doświadczonych ludzi. Nie widzimy przecież milczącej dezaprobaty pod postem...

Nadmiar informacji zaczyna być męczący. Atakuje nas radio, telewizja, gazety, portale. Wszystkie media podają swoją wersję wydarzeń lokalnych i tych z drugiego końca świata. My nadal ciekawi wieści z dalekich krain próbujemy słuchać, ale w końcu jesteśmy już zmęczeni nadmiarem i czasem sprzecznymi przekazami. Przestajemy słuchać, wierzyć, zapamiętywać. Umykają nam informacje ważne na rzecz tych, które łatwo zapamiętać, a które są sensacją na miarę zdradzania starego Boryny przez młodą, figlarną Jagnę.

Ten nadmiar źródeł informacji i niewiara w te źrodła powodują nowy problem. Ludzie przestają być istotami społecznymi. Już nie garniemy się do spotkań towarzyskich. Imprezy w stylu gawęd i opowieści odchodzą powoli do lamusa. Na dyskotekach i nawet w kawiarniach muzyka jest tak głośna, że nie da się rozmawiać. Po południu włączamy telewizor, aby wysłuchać dzisiejszych wiadomości ze świata. Ludzie coraz rzadziej umawiają się na spotkania sąsiedzkie i towarzyskie. A przecież to jest w naturze ludzkiej. W plemiennej naturze naszych przodków są wspólne spotkania przy ognisku, opowieści, gawędy, dyskusje. Historie o dalekich podróżach i mistycznych wydarzeniach. Dyskusje o lokalnej społeczności, wydarzeniach z naszej klatki, osiedla.

A zatem zamiast siedzieć przy komputerze i czytać publikacje niesprawdzonych autorytetów, wpadnijcie na herbatę. A jeśli w tym celu przebędziecie dwa tysiące kilometrów, to spotkanie będzie bardziej jeszcze wartościowe dla nas wszystkich. Pokażemy sobie nawzajem jak wygląda codzienne życie w różnych rodzinach, w różnych miejscach ziemi. Dowiemy się tego z najbardziej sprawdzonego źródła.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Czekam na nowy post!