wtorek, 22 marca 2016

Presidential alert

W  niedzielę założyłem mój wiosenno-zielony strój i poszedłem na tramwaj. Zacząłem się zastanawiać czy Miasto Kraków znowu zrobiło miły ukłon wobec biegaczy, udostępniając darmową komunikację zbiorową na numer startowy, jak kiedyś bywało. Na szczęście sprawdziłem w komórce samotny wpis na fanpage biegu, gdzie organizator "Marzanny" odpowiada negatywnie na pytanie jednego z uczestników. A więc powrót do przeszłości - przy tak dużej imprezie miasto promuje przejazdy samochodem, zamiast zachęcić biegaczy do spróbowania tramwaju czy auta. Szkoda trochę, bo już kiedyś pisałem o potencjalnych korzyściach, które można zyskać.
W tramwaju obserwowałem parkę w biegowych legginsach, która dyskutowała z kontrolerem. Chyba oni też liczyli na zwyczajowo już darmową komunikację. Trochę przykro że Miasto Kraków tak nieprzewidywalnie działa, zmieniając decyzję - nagłaśniając akcję darmowej komunikacji dla biegaczy, a nie informując że na innym biegu nie jest ona darmowa.
No dobrze, ale to jedynie drobny epizod i pomniejsze spostrzeżenie. Jadąc dalej patrzyłem na miasto, przygotowane na ulicach blokady, taśmy, chodzących turystów. Zbliżałem się do Błoń. W hali stadionu na Reymonta tradycyjna fantastyczna biegowa atmosfera. Tłumy ludzi ubranych kolorowo, przebierających się szybko i zmierzających w stronę startu na Błoniach. Przechodzących tam i z powrotem Aleją 3 Maja. Tradycyjnie ulica zamknięta dla ruchu. Wiedziałem o tym, bo już w grudniu zapisałem się na "Marzannę", żeby mieć motywację i pewność że wstanę rano aby pobiec.
W końcu ruszyliśmy. Kilka tysięcy ludzi zaczęło walkę z samym sobą - ze swoimi słabościami, lenistwem, czasem z chorobami. Wstali wcześnie w ten pierwszy poranek wiosny, zjedli lekkie śniadanie, założyli cienki strój mimo porannego chłodu i zmusili swoje mięśnie do wysiłku znacznie większego niż przełączanie pilota, przeglądanie FB, wiosenny spacer, czy nawet godzina na siłowni. Średnio dwie godziny intensywnego wysiłku, pokonanie 21095 m jak najszybciej. Dla tej satysfakcji zmęczonych mięśni, dla tego żeby jęknąć cicho przy wchodzeniu do tramwaju, czuć ból mięśni jeszcze przez kilka dni. Ale głównie po to, aby mieć satysfakcję że zrobiło się coś fajnego - nie ważne do końca czy wynik jest lepszy czy gorszy niż rok temu, trzy lata temu - tu i teraz pokonuję swoje słabości, które dziś ustawione są na takim właśnie poziomie. Nieważne czy na metę dojdę, z trudem przestawiając nogi, czy uda mi się w ostatnim zrywie wyrwać do przodu i wygrać jeszcze kilka sekund, ważne że dobiegnę do mety. I nieważne czy wybrałem półmaraton, czy bieg na 10km. Dałem radę.
No ale rozpisałem się nieco o emocjach biegowych zamiast pisać o tym, co zaobserwowałem i przemyślałem na trasie. Biegłem przepięknie zaplanowaną trasą półmaratonu Marzanny, która wiodła bulwarami wiślanymi, tradycyjnie kładką Bernatką, wokół Wawelu, Grodzką, dookoła rynku, Wiślną, Plantami, Kanoniczą i potem znowu na bulwary, aby na koniec obiec Błonia. Piękna trasa ulicami Starego Miasta. Obserwowałem stojących wszędzie turystów, polujących na lukę między biegaczami żeby przedostać się sprintem na drugą stronę ulicy, patrzyłem na kierowców stojących przy zamkniętej przez 2-3 godziny drodze. Zastanawiałem się dlaczego miasto nie używa technologii opracowanej w latach dziewięćdziesiątych (1997 - już prawie 20 lat temu), a którą wszyscy mamy dziś w kieszeni. Każdy telefon komórkowy ma obowiązkowo funkcję "cell broadcast". Domyślnie chyba nawet włączoną dla powiadomień lokalnych. Ja w każdym nowym telefonie od razu włączam sobie funkcję wszystkich lokalnych informacji, ale jeszcze chyba nigdy nic nie dostałem. A przecież "presidential alert" jest chyba obowiązkowo włączony w każdej komórce. Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przed taką imprezą wysłać na wszystkie telefony w okolicy prostej informacji: "ulice w okolicy centrum zamknięte dla ruchu od 11-14 z powodu biegu. Więcej na www.zikit.krakow.pl".
Cell broadcast bardzo precyzyjnie trafia do odbiorców, bo informację o utrudnieniach mogą dostać np. odpowiednio wcześniej wszyscy przebywający w Krakowie, a potem wszyscy, którzy zbliżają się do stacji bazowych w okolicy rynku czy Błoń. Rozwiązanie banalne, a jakże skuteczne. I koniec frustracji mieszkańców, gości, turystów.
Fajnie byłoby gdyby Kraków został prekursorem wdrożenia tego starego-nowego rozwiązania.