piątek, 10 lutego 2006

Może informacji?

Tytuł trochę przewrotny - nie jest to błąd ortograficzny z mojej strony. To po prostu spostrzeżenie, dotyczące ulotności informacji w naszych czasach.
Kiedyś informacja raz zapisana trwała przez tysiąclecia. Do dziś odczytujemy zapiski naszych przodków sprzed tysięcy lat - zapisane na skorupach, glinianych tabliczkach, papirusach, kartkach papieru.
Swoją drogą teraz nawet papier nie jest trwały. W chyba ostatnim numerze świetnego miesięcznika "Świat Techniki", zlikwidowanego decyzją zarządu WSiP przeczytałem artykuł o ratowaniu bibliotek. Okazało się, że papier, który produkowany jest od II wojny, nie jest tak trwały jak papier z dawnych czasów. Ten nowy rozkłada się ledwie w ciągu dziesiątek lat i naukowcy na gwałt ratują książki zgromadzone w bibliotekach. A przecież niegdysiejsze papierowe wydawnictwa można przeglądać do dziś. Książki ręcznie przepisane przez mnichów teraz leżą w bibliotekach i podziwiamy nie tylko ich kunszt artystyczny, ale zawartość dzieł.

Ilość przechowywanej na świecie informacji od kilkunastu lat rośnie w zastraszającym tempie. Blogi stają się dziś największą skarbnicą publikacji. Miliony blogów powstały, setki powstają każdego dnia. Kiedyś pisał ten, kto umiał i potrafił. Teraz każdy może pisać, bo każdy umie. Analfabetyzm to już tylko ułamek procenta, więc publikujemy swe dzieła, niezależnie od tego, czy niosą coś w sobie czy nie. Wartością jest prasa, książki, radio, telewizja i internet. To medium staje się największym i najbardziej czułym nośnikiem informacji.

Ilość generowanej informacji rośnie z dnia na dzień. Zabawne jest to, że z każdą pojawiającą się na ekranie literką przyczyniam się do tego przyrostu. Dodaję od siebie trochę przemyśleń, spostrzeżeń, uwag, myśli. Kiedyś osoba, która była w stanie przekazać swoje myśli wielu innym osobom była uważana za myśliciela, człowieka bardziej znamienitego niż pozostali. Kogoś, kto potrafił wyrazić to, co mysli on i jemu podobni, lub też zachwiać wiarą w istniejący sposób myślenia. Dziś, wbrew pozorom potężnego przepływu informacji, słowa nie docieraja do wielu. Co jakiś czas ktoś przeczyta to co wytworzyliśmy, ale szansa, że uda się podzielić swoimi przemyśleniami ze "światem" staje się znikoma. Nawet potężne silniki indeksowania blogów w google i innych wyszukiwarkach nie pomagają w tym, żeby ludzie dostrzegli twórczy wysiłek artysty. Trudno w zalewie informacji wyłuskać to co zajmujące.

W informacji widać ten sam trend, który ujawnia się w produktach - ilość nie równa się jakości. Duża ilość produkowanej informacji powoduje pogorszenie jakości informacji udostępnianej. Nie chcę tu podważać jakości internetowych publikacji, bo wiele jest zaprawdę atrakcyjnych i wartościowych, ale giną one czasem w morzu smieci. Dotyczy to zarówno książek, gazet jak i internetowych publikacji. Wartnościowe źródła nie potrafią się przebić i giną.

Z drugiej strony informacja publikowana tak szeroko, zaczyna być tak ulotna. Miliony osób nie archiwizują swoich wytworów, nie robią backupów swoich myśli. Nie przechowują wytworzonych przez siebie informacji na nośnikach bardziej trwałych niż internet i twarde dyski. A przecież elektroniczne media sa ulotne, jak mgła. Niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że jeden błysk elektromagnetyczny może zniszczyć wielką część wytworzonej informacji. To, co teraz tworzymy, jest mniej trwałe niż zapiski na skorupie orzecha. Tam człowiek wyskrobał swoje myśli i wiedział, że dopóki skorupa nie spróchnieje, zapiski przetrwają. Obecnie nie można być pewnym przyszłości. Tym bardziej, że wszystko może zmienić się w ułamku chwili.

c.d.n.